środa, 7 grudnia 2011

Rejs Zatoka Gdańska Bryza H 2011

Już po raz drugi Adam Sulewski zorganizował "późnojesienny" rejs po Zatoce Gdańskiej. W tym roku impreza ponownie odbyła się na jachcie Bryza H (więcej wiadomość tutaj). W ubiegłym roku pogoda była mało "wietrzna", jednocześnie temperatura była "dość mroźna".
W tym roku warunki temperaturowe były zdecydowanie lepsze. Już od dawna, prognozy pogody wskazywały, że możemy spodziewać się ciepłych dni. Trochę niepokojące były warunki wiatrowe, ale po dłuższym zastanowieniu Adam zadecydował, że płyniemy. Ustaliliśmy trasę na Gdańsk - Hel. Przy okazji chcieliśmy zobaczyć lub odwiedzić nową marinę w Sopocie.
Przyjazd, jak zwykle, w piątek. Cała załoga zjechała dość późno, dlatego wieczó poświęciliśmy na integrcaję w pobliskiej Brovarni. Osobiście polecam piwo pszeniczne. Pozostałe słabo przypadły do gustu.
Rano, po drobnych zakupach. Wypłynęliśmy. Świeciło słońce, pogoda była idealna. Śniadanie zjedliśmy płynąc spokojnie do główek Gdańska. Na samej zatoce wiał przyjemny wiatr, dzięki któremu mogliśmy postawić komplet żagli. Podpłynęliśmy do wejścia do mariny Sopot. Wygląda na wąskie. Nie próbowaliśmy wejść.
Na wysokości Gdyni dołączyła do nas "Zjawa IV". Kilka mil przed Helem wiatr wyraźnie przyspieszył, co zmusiło nas do zrzucenia grota.
Po wejściu do Helu i wstępnym zacumowaniu, za namową miejscowych "mądrych Panów", postanowiliśmy przestawić Bryzę w inne, według nich, lepsze miejsce. 
Niestety wiatr, który bardzo przyspieszył , uniemożliwił nam bezpieczne przybicie do kei. W związku z tym postanowiliśmy wrócic na silniku do Gdańska. Powrót pomimo niezbyt przyjaznego morza, wyjątkowo przypadł mi do gustu. Rejs zakończył się odrobinę wcześniej, niż planowaliśmy.
W niedzielę przyszliśmy poskładać porządnie żagle. Miał nam przewodzić bosman , ale niestety " nie dał rady".

Dziękuję Sebastianowi za zdjęcia, no i oczywiście za to, że pojechał.









sobota, 15 października 2011

Rejs Barcelona 2011

Załoga rejsu

Łukasz Bartochowski – skipper
Michał Wójcik – I oficer
Wojciech Jurasz – II oficer
Sebastian Kryszak – III oficer
Anna Bartochowska – załoga
Katarzyna Jurkiewicz – załoga
Aneta Wawrzyniak – załoga


Rejs planowany był od kilku miesięcy. Pierwotnym pomysłem miał być „męski wypad do Hiszpanii” , jaki zaproponowałem Maciejowi Wilskiemu. Do rozmowy przyłączyła się jednak Marta, jego żona i po krótkiej wymianie zdań okazało się, że wynajmiemy dwa jachty. Kolejny raz, podczas rezerwacji jachtów skorzystałem z usług firmy Azymut Czarter. Jak zwykle, wszystko przebiegło szybko i sprawnie. Znowu, śmiało polecam usługi tej firmy.Wybór padł na Bavarie 37 cruiser. O stanie jachtów później.
Lot do Hiszpanii wykupiliśmy w WizzAir. Oferują bezpośrednie połączenia ze stolicą Katalonii. Przy odpowiednim doborze dni wylot i przylot może odbyć się do Poznania lub innego polskiego miasta. Początkowo wylot miał się odbywać wiczorem z Gdańska, co wpłynęło na wybór hotelu. Po kilku tygodniach okazało się, że lot został odwołany i musimy zdecydować się na inne połączenie. Wybraliśmy Katowice. Tego samego dnia, czyli 30 września, ale około godziny 1100.
Rezerwcja hoteli nie była już tak prosta. Barcelona ma olbrzymią bazę noclegową. Bardzo zróżnicowaną pod względem ceny i jakości usług. Niestety istnieje olbrzymia przepaść między tańszymi hostelami a bardzo drogimi hotelami.
My zarezerwowaliśmy po przylocie Hotel Etap Villadecans, natomiast na noc przed odlotem mieliśmy się udać do Agora BCN. Są to pokoje na wynajem w miasteczku akademickim. Ceny obu miejsc oscylowały w granicach 100 PLN / osobę przy 8 osobach, jednakże Agora ferowała śniadanie w cenie.

Wszystkie nasze przygotowania czynione były na 8 osób. Niestety jedna z osób musiała odwołać wyjazd właściwie w ostatnim momencie. Było nam wszystkim bardzo przykro z tego powodu. Mam nadzieje, że uda się jeszcze kiedyś popływać z Asią.


Podróż

Nasza podróż do Barcelony zaczęła się już w czwartek po południu. Pojechaliśmy pociągiem do Dąbrowy Górniczej, gdzie skorzystaliśmy z olbrzymiej gościnności rodziców Kasi. Dzięki temu, że rano znajdowaliśmy się tak blisko lotniska w Pyrzowicach, wszystko odbywało się spokojnie.
Niestety, trudno powiedzieć coś dobrego o samej podróży koleją. Trwała około 6 godzin. Patrząc z perspektywy czasu, była najbardziej męczącą częścią całego wyjazdu.
Sam lot, jak i wszystkie czynności z nim związane przebiegły sprawnie. System odprawy on-line WizzAir działa sprawnie i znacznie ułatwia podróż. Jeśli będę korzystał z usług tych linii w przyszłości, jeśli będzie to możliwe, postaram się dopłacić za opcję XXLong, co oznacza możliwość zajęcia miejsca w rzędach o zwiększonej ilości przestrzeni na nogi.
Na pochwałę zasługuje również bardzo duży limit wagowy bagażu nadawanego do luku. 32 kilogramy są właściwie trudne do wykorzystania. Przy odpowiednio solidarnym pakowaniu moglibyśmy spokojnie wykonać większość zaprowiantowania w Polsce.
Po przylocie do hotelu, który w linii prostej położony był ok 4 kilometry od lotniska, zawiozła nas taksówka. Tu ważna uwaga. Hiszpanie liczą sobie dodatkową opłatę za każdy duży bagaż. W naszym przypadku było to 7 euo.
Hotel położony był w Villadecans, mieście tuż pod Barceloną. Jest ono bardzo dobrze skomunikowane z centrum poprzez połączenie kolejowe. 

LINK DO ETAP HOTEL VILLADECANS  

Już na dworcu okazało się, że Hiszpanie raczej niechętnie mówią po angielsku. Niemniej jednak łatwo się porozumieć w dziwnej kombinacji polsko – hiszpańskiej.
W tym miejscu słów kilka o transporcie publicznym w Barcelonie.
W sytuacji, kiedy zamierzamy się w miarę często przemieszczać, nawet różnymi środkami transportu, warto zakupić bilet na 10 przejazdów. Upoważnia nas do 10 podróży w ramach jednej strefy (właściwie cała Barcelona mieści się w jej obrębie) trzema różnymi środkami transportu. Jest to o tyle ciekawe rozwiązanie, że jeśli przerwa pomiędzy kolejnymi „przejściami przez bramki” wynosi nie więcej niż 1,5 godziny to liczy nam się tylko jeden przejazd. Dużym plusem tego biletu jest również fakt, iż na jednym bilecie może przejechać kilka osób (każda z nich na zasadach przesiadek opisanych wcześniej). Wystarczy, że po przejściu przez bramkę przekażemy bilet następnej osobie. Ilość podróży, jaka została do wykorzystania, drukowana jest na odwrocie biletu.
Oczywiście najlepszym środkiem transportu w Barcelonie jest metro. Do Port Vell Barcelona najlepiej dojechać linią żółtą, przystanek Barceloneta. Wyjście z metra znajduje się około 400 m wejścia do mariny.

Bagaż

Ponieważ łódkę odbieraliśmy około godziny 1700, a z hotelu musieliśmy wyjechać przed 1200, postanowiliśmy przechować duży bagaż i rozpocząć zwiedzanie Barcelony. W tymi miejscu należy zwrócić uwagę na przechowalnie bagażu. Barcelona dysponuje kilkoma takimi miejscami.
My korzystaliśmy z tej na dworcu kolejowym Sants Estacio. Jest to miejsce dobrze skomunikowane dzięki znajdującej się pod nim stacji metra. Właśnie z tego dworca odjeżdżają pociągi na lotnisko El Prat.
Przechowanie dużego bagażu na 24 godziny kosztuje 5 euro, małego 3 euro. Nazwy te mogą być mylące, ponieważ szafka na duży bagaż mieści spokojnie 2 torby 100 litrowe.
Pomieszczenie znajduje się obok restauracji McDonald's.

Port Vell Barcelona

Port umiejscowiony jest w samym centrum Barcelony. To w tym miejscu tworzyła się historia tego pięknego miasta. W okolicach portu początek ma Rambla, najbardziej słynna ulica – deptak Barcelony. Z portu widać Colom – pomnik upamiętniający Krzysztofa Kolumba. Nie ma chyba nic bardziej wymownego.
Port jest bardzo duży. Stacjonują w nim zarówno jachty czarterowe, żaglowce, duże i bardzo duże jachty motorowe (my spotkaliśmy Eclipse Romana Abramowicza). Część czarterowa znajduje się blisko Muzeum Historii Katalonii (Museu d'Història de Catalunya). Najbliższa stacja metra Barceloneta. Obok mariny znajduje się kilka mniejszych sklepów (Supermercado). Duże zakupy najlepiej zrobić w dwóch miejscach :
  • LIDL – w mieście sklepów jest kilka , z mariny najlpiej dojechać metrem , żółta linia kierunek La Pau, przystanek Bogatell. Sklepy układem odpowiadają tym w Polsce. Oczywiście asortyment jest dostosowany do Hiszpanii. Spokojnie można zaopatrzyć się we wszystko, co potrzebne. Nasze zakupy na 7 osób na tydzień kosztowały około 150 euro. W kolejnych dniach uzupełnialiśmy pieczywo i owoce.
  • Alcampo – odpowiednik polskiego Auchan. Położenie trochę dalsze. Oczywiście sklep dużo większy. Dojazd linia żółta metra, kierunek La Pau, przystanek El Meresme Forum

W okolicy portu jest też sporo niedużych restauracji serwujących typową kuchnię hiszpańską. Oczywiście przedział cenowy jest dość duży. Dla osób z nieco „grubszym” portfelem gorąco polecam restaurację Barceloneta.

Jak już pisałem wcześniej port jest duży, w tym promowy.Wyjście/wejście do portu małych obiektów odbywa się pod dyktando dużych jednostek. O informacje najlepiej pytać kapitanat portu na kanale VHF 68. Niestety, nawet w tak dużym porcie trudno jest się porozumieć w sposób klarowny w języku angielskim.
Stacja paliw znajduje się w części dla jachtów żaglowych przy kei H. Jest dość schowana. Obsługę należy wezwać również na kanale 68. Płatność kartą możliwa jest tylko w pewnych godzinach, oczywiście należy o to zapytać przez radio.
Poruszanie po marinie możliwe jest tylko i wyłącznie przy użyciu specjalnej karty magnetycznej. Należy więc odpowiednio planować wyjścia i wejścia. Sanitariaty mieszczą się przy bramie wejściowej. Są to 2 kontenery. Wejście oczywiście na kartę. W każdym z nich znajdują się toalety oraz prysznice. Są czyste. Możliwe jest skorzystanie zarówno z pralki, jak i suszarki.
Co dziwne, w marinie brak jest dostępu do bezpłatnego Wi-Fi, co było normą dla kolejnych, znacznie mniejszych marin.

LINK DO MARINA PORT VELL BARCELONA 

Jacht – El Principe de Azul

Jacht wypożyczany był z firmy Azul Sailing, za pośrednictwem polskiej firmy Azymut Czarter. Kolejny raz mogę pochwalić Azymut za doskonałe przeprowadzenie całego procesu rezerwacji.
Jacht to Bavaria 37 cruiser. Jacht miał 5 lat. Niestety widać było po nim intensywne używanie. Zapewne do jego stanu dołożył się fakt, iż nasz czarter odbywał się na koniec sezonu.
Odbiór odbywał się z chłopakiem, o którym później dowiedziałem się, że pochodzi z Danii.
Przede wszystkim sprawdziliśmy obecność oraz sprawność wszystkich sprzętów wymienionych w umowie przekazania jachtu. Niestety w porcie nie można było sprawdzić działania logu. Niestety, podczas podróży zarówno prędkość, jak i przebyte odległości musieliśmy czytać z chartplottera, ponieważ wskaźnik jachtowy po prostu nie działał. Nie było to zbyt wygodne. Zaufania nie budził również wskaźnik poziomu paliwa. Na wszelki wypadek, w połowie drogi kontrolnie dolaliśmy ropy, mimo iż spodziewaliśmy się niewielkiego użycia. Podczas inspekcji silnika zapewniano mnie, iż został on sprawdzony dokładnie i wszystko jest w najlepszym porządku. Na szczęście Wojtek przyjrzał mu się później jeszcze raz i odnalazł znacznie obluzowaną śrubę mocującą silnik (!).
Jacht był w kilku miejscach poobijany, co można było uznać za normę przy jego wieku i intensywności używania. Niestety jednego z bardziej nieprzyjemnych obić nie dało się łatwo zauważyć. Umiejscowione było tuż przy dziobie i powstało od uderzenia kotwicy. Przeoczenie tego przez nas miało mieć konsekwencje podczas zdawania jachtu. Sprzęty elektryczne działały dobrze. Zapewniono mnie o dobrym stanie żagli, choć na pierwszy rzut oka nie wyglądały najlepiej. Ponieważ zdający jacht „spieszył” się, stwierdził, że w razie kłopotów z żaglami możemy do niego zadzwonić a on wymieni je na inne. W gorszym stanie był grot , który w wielu miejscach wyglądał na prawie przetarty. Niestety podczas rejsu okazało się, że roler genuy ma olbrzymią tendencję do zacinania się, zarówno podczas rozwijania, jak i zwijania żagla. Stałym „wspomagaczem” rolera został Wojtek, który, jako jedyny, opanował technikę jego sprawnego wspomagania.
Pozytywnym zaskoczeniem były kamizelki pneumatyczne, zamiast tradycyjnych pasów ratunkowych. Zajmowały bardzo mało miejsca.
Jacht był czysty. Nie chcieliśmy pościeli , ale mimo to zastaliśmy kilka koców i poduszek. Ich stan sprawił, że od razu wylądowały dość głęboko.
Na miejscu opłaciliśmy koszt sprzątania (100 euro), silnika zaburtowego do pontonu (50 euro) oraz kaucję (2000 euro). Sam ponton był zwinięty w bakiście.

Pogoda

Poza jednym pochmurnym dniem, kiedy w okolicach Balearów wiało dość mocno, z dużym ryzykiem przesunięcia się strefy złych warunków na kontynent, pozostałe dni były pięknie słoneczne z dobrym lub bardzo dobrym wiatrem. Średnia temperatura w trakcie dnia to ok 28-30 stopni, temperatura wody wynosiła 25 stopni. Niestety o tej porze roku dzień jest relatywnie krótki. Wschody słońca przypadały na okolicę godziny 7.30, zachody 19.30.

Akwen

Popłynęliśmy wzdłuż wybrzeża do granicy z Francją. Akwen mało uczęszczany, w miarę głęboki, o średnio zróżnicowanej linii brzegowej. Sporo małych, ale bardzo dobry marin, więc zawsze jest gdzie schronić się przed złą pogodą. Kotwicowiska częste , niestety słabo osłonięte od wiatru. Rejon w tym okresie raczej mało uczęszczany. W ciągu dnia, poza jachtem Macieja spotykaliśmy 1-2 łódki. Sporo rybaków, łowiska dobrze oznaczone.
Mariny dobrze oznaczone, z dobrymi wejściami, właściwie wszystkie, poza wspomnianą Barceloną, należy wywoływać na kanale 9. Niestety rzadko ktoś mówi po angielsku.
Mariny łatwe do rejestracji. W połowie miejsce zabukowaliśmy już miesiąc wcześniej. Wystarczył kontakt pocztą elektroniczną. Pozostałe rezerwowaliśmy dzwoniąc rano do miejsca, gdzie spodziewaliśmy się przybyć wieczorem. Większość marin należy do klubów, więc łatwo znaleźć ich strony w internecie.



Barcelona – Blanes

Cała planowana trasa, opierała się na założeniu, że pierwszego dnia dotrzemy do Blanes, pomimo że do przepłynięcia było sporo mil. Po wypłynięciu z Barcelony, mogliśmy obserwować pokazy lotnicze , które odbywały się w okolicy Port Olympic. Wydzielono zamknięty akwen. Ostrzeżenia nawigacyjne powtarzano co 30 minut. Tu uwaga. Przez cały rejs tylko raz prognoza została podana po angielsku. Niestety w tej sytuacji trzeba bazować na komunikatach wywieszanych w porcie oraz na serwisach pogodowych dostępnych w internecie.
Niebo było czyste, wiatr ok 3 B, półwiatr. Słońce świeciło bardzo, bardzo mocno, o czym wieczorem dość boleśnie przekonał się Wojtek i Sebastian.
Blanes okazało się dużą mariną, bardzo zajętą. Na szczęście dzięki zarezerwowanym miejscom zatrzymaliśmy się bez problemu. Staliśmy longside, podejście wyszło bardzo dobrze, mimo małej ilości miejsca. Podłączenie do wody możliwe jest dzięki specjalnej przejściówce dostępnej w bosmanacie. Zaplecze sanitarne, z dostępem chronionym kartą, bardzo dobre, czyste. Sklepy blisko. Pieczywo rewelacyjne. Ceny przystępne.
Opłata, jaką zostaniemy obciążeni, liczona jest nie tyle od długości naszego jachtu, co od miejsca jakie zajmiemy. Jeśli naszą 12 m łódką zajmiemy miejsce dla łódek 15 m, zapłacimy jak za większą łódkę. Właśnie dlatego przed zacumowaniem należy zgłosić wejście przez UKF-kę.
Nas postój wyniósł ok 30 euro. Niestety to właśnie w Blanes, przez zupełny przypadek, zostawiliśmy locję, co kosztowało mnie 60 euro w trakcie zdawania jachtu. Na szczęście miałem elektroniczną wersję tej samej książki.
LINK DO PORT BLANES 
e-mail: club@cvblanes.cat 

























Blanes – Palamos

Pogoda była jeszcze lepsza niż w dniu poprzednim. Ponieważ udało nam się szybko zebrać, postanowiliśmy popływać trochę w morzu. Oczywiście uczucie było wspaniałe. Z ekipą drugiego jachtu spotkaliśmy się w niedużej zatoce, gdzie ponownie skorzystaliśmy z ochłody morza. Przy okazji trzeba wspomnieć, że w wielu miejscach, które zwyczajowo używane były do postoju w trakcie dnia jako kotwicowiska , ulokowano boje. 
Resztę dnia spędziliśmy na spokojnym żeglowaniu. Wieczorem Sebastian spełnił swoje marzenie i złowił kilka ryb. Przy okazji zachęcił do wędkowania Michała. Wszystkie złowione ryby trafiły z powrotem do morza.
Marina Palamos jest duża, otoczona miastem położonym na wzgórzu. Miasto typowo turystyczne, gdzie wieczorem można miło spędzić czas. Zaplecze strzeżone kartą dostępu. Bardzo czyste. Niestety minusem była cena, która wynosiła około 50 euro. Dostęp do internetu Wi-Fi.
LINK DO PORT PALAMOS 
























Palamos - L'Estarit

Był to kolejny dzień udanego żeglowania w przepięknej pogodzie. Dopływając do mariny można było zachwycać się urokiem Illes Medas, których podwodne "zwiedzanie" zaplanowaliśmy na poranek następnego dnia. Niestety przy zrzucaniu grota, jego marna jakość dała o sobie znać. W okolicy liku wolnego powstały 2 rozdarcia o długości około 15 cm każde. Na szczęście okazało się, że w marinie jest sklep żeglarski, który wyglądał na dobrze zaopatrzony.
Marina L'Estartit podobnie jak wszystkie poprzednie była bardzo dobrej jakości. Wszystko było czyste i w bardzo dobrym stanie. Dostęp do internetu Wi-Fi. Koszt Port L'Estartit około 30 euro.
LINK DO PORT L"ESTARTIT 
e-mail: info@cnestartit.es 




















L'Estartit - Sant Feliu

Rano , po otwarciu sklepu, nabyliśmy taśmę do naprawy żagli, którą sprawnie udało nam się naprawić uszkodzenia grota. Poprawiło to nam znacząco humor. Po wypłynięciu z portu udaliśmy się w okolicę Illes Medes (Islas Medas). Wyspy są rezerwatem przyrody, dlatego nie można przy nich kotwiczyć. Zatrzymaliśmy się więc na boi. Podwodne otoczenie wysp jest przepiękne. Wystarczy maska i fajka. Oczywiście dla bardziej zaawansowanych nurków , możliwe jest wzięcie udziału w zorganizowanej wyprawie nurkowej. 
Po pływaniu spokojnie udaliśmy się dobrym wiatrem w kierunku Sant Feliu.
Port Sant Feliu podzielony jest na część turystyczną oraz rybacką. Jachty zatrzymują się w Y-bomach. Budynek, w którym znajduje się klub jachtowy z całym zapleczem robi wspaniałe wrażenie. Takich miejsc brakuje na portowych mapach, szczególnie w Polsce. Samo miasto jest dość ładne, nieduże. Koszt Port Sant Feliu de Guixol to około 30 euro.
LINK DO MARIN SANT FELIU DE GUIXOL 
e-mail: info@clubnauticsantfeliu.com 





















Sant Feliu - Arenys De Mar

Był to dzień najlepszego wiatru podczas całego wyjazdu. Halsowaliśmy bajdewindem, osiągając średnio 7 węzłów.
Po drodze zatrzymaliśmy się w Blanes, żeby sprawdzić czy ktoś nie znalazł naszej locji. Niestety, nie. Po drodze znaleźliśmy uroczą zatoczkę , w której Wojtek i Sebastian postanowili zwiedzić brzeg. Robił wspaniałe wrażenie. 
Arenys de Mar było, poza Barceloną, najładniejszym miastem, w jakim byliśmy. Warto odwiedzić liczne parki, spróbować lodów, uzupełnić zapas świeżych owoców.Sam port, jak zwykle, ładny i bardzo zadbany. Już wieczorem odczytaliśmy prognozę o pogorszeniu pogody. Nadciągał silny wiatr z deszczem. Koszt Port Arenys de Mar około 30 euro.

LINK PORT ARENYS DE MAR 

e-mail: info@cnarenys.com 


































Arenys de Mar - Barcelona

Ze względu na zapowiadaną pogodę, postanowiliśmy, jak najszybciej wyruszyć do Barcelony. Kilkukrotnie zmoczył nas lekki wiatr. Poza tym obyło się bez innych nieprzyjemności. Wejście do portu Barcelona odbyło się na raty, musieliśmy przepuścić prom. Droga powrotna do kei zrobiła na nas ogromne wrażenie. Niestety,podczas cumowania przy dość silnym wietrze dopychającym otarliśmy się o stojący obok katamaran. Na szczęście nić mu się nie stało. Na naszym jachcie powstawała niewielka (ale jak już wtedy się domyśliliśmy kosztowna rysa).
Odbiór łódki zaplanowany był na dzień następny. Poszliśmy więc zwiedzać miasto. Po powrocie , ze względu na zmianę ułożenia lin domyśliliśmy się,że ktoś był na jachcie. Jak się później okazało był to ten sam człowiek, który oddawał nam łódkę. Dokonał inspekcji, a swoje uwagi przekazał koleżance, która miała odebrać od nas łódki następnego dnia. Uważam, to za działanie nie fair. 
Sam odbiór pozostawił niesmak. Dziewczyna nie miała zbyt dużego pojęcia o łodziach, łącznie z kłopotem z odpaleniem silnika lub tak trywialną rzeczą, jaką jest zdjęcie osłon z przyrządów. Przekazała nam uwagi kolegi. Oczywiście sami przyznaliśmy się do braku locji (60 euro), rysy na boku jachtu (200 euro). Zarzucono nam obicie jachtu kotwicą na dziobie, co nie miało miejsca. Ostatecznie po kilkunastominutowych rozmowach z facetem, który dokonał cichej inspekcji łódki, nie obciążono nas za to uszkodzenie. Niestety, przypomniał się im jeszcze jeden fakt. Otarcie plastiku od stopera liny. Niby problem wynikający z użytkowania, ale doliczono nam 50 euro. 





























Po opuszczeniu portu udaliśmy się do hotelu, gdzie mieliśmy spędzić noc. Agora BCN jest właściwie akademikiem znajdującym się na obrzeżach Barcelony, ze świetną komunikacją metrem. Cena, niecałe 100 PLN ze ŚWIETNYM śniadaniem włącznie, bardzo pozytywnie wpłynęła na ocenę tego miejsca. Pokoje są przestronne, o układzie typowo akademikowym, z dużymi, prywatnymi łazienkami. Uważam, że jest to doskonałe miejsce do spędzenia kilku nocy w Barcelonie. Jako podpowiedź: po wyjściu z perony metra wybieramy wyjście po stronie prawej. Kiedy wyjdziemy z podziemia , kierujemy się w prawy. Po stronie lewej miniemy boisko. Za boiskiem skręcamy w lewo, idziemy, niestety, pod górę. Po prawej stronie mijamy velodrom i za nim znajduje się budynek. Recepcja jest czynna całą dobę. Do dyspozycji mamy bezpłatny dostęp do internetu. Możemy korzystać z siłowni. KAŻDY POKÓJ MA WŁASNĄ KLIMATYZACJĘ.


LINK DO AGORA BCN

Barcelona 



Nie ma co opowiadać. Trzeba przeżyć.